Daleko posuniętej regulacji rynku przejazdów na aplikację domagają od zawsze się tradycyjni taksówkarze – sami objęci restrykcyjnymi przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa, taryf i tak dalej. Po fali informacji o napaściach na tle seksualnych, jakich dokonywali kierowcy jeżdżący na aplikację, rząd Prawa i Sprawiedliwości postanowił uszczelnić bardzo dziurawe wcześniej przepisy. Żądała tego zresztą znajdująca się wówczas w opozycji Platforma Obywatelska, a jej głosem w tej sprawie była wówczas posłanka Aleksandra Gajewska.
Nowe wymogi
Przyjęta w zeszłym roku ustawa wprowadza nowe wymogi wobec jeżdżących w Uberze czy Bolcie. To m.in. dokładna weryfikacja tożsamości potencjalnych kierowców, ich uprawnień do kierowania pojazdem oraz niekaralność. Kierowcy muszą osobiście stawić się w firmie przed rozpoczęciem współpracy. Firmy muszą zrobić każdemu kierowcy zdjęcie, sprawdzić, czy ma odpowiednie uprawnienia i czy w przeszłości nie popełniał przestępstw. Chodzi o to, żeby było wiadomo, kto naprawdę wiezie nas danym autem i czy osoba ta nie jest niebezpieczna.
Ostrzejsze są również kary. Prowadzenie pośrednictwa przy przewozie osób bez wymaganej licencji wyceniono na 500 tys. złotych a za nieokazanie i nieudostępnienie do kontroli urządzenia, na którym zainstalowana jest aplikacja mobilna grozi 12 tys. zł. kary.
- Liczymy na to, że właściciele firm będą przestrzegać prawa, ale przede wszystkim wierzymy, że zależy im na bezpieczeństwie ich klientów, dlatego mam nadzieję, że ten zapis w ustawie będzie miał charakter jedynie prewencyjny – mówił po wprowadzeniu nowych rozwiązań ówczesny minister cyfryzacji a dziś poseł PiS Janusz Cieszyński.
Cudzoziemcy na pewnych zasadach
Nowe przepisy mają jeszcze jeden ważny element. Od 17 czerwca br. każdy kierowca jeżdżący w Polsce na aplikacje będzie musiał mieć polskie prawo jazdy. Znaczna część pracowników Ubera, Bolta czy FreeNow to obcokrajowcy, bywa, że z krajów dla Polaków dość egzotycznych. Posiadanie przez nich polskiego prawa jazdy nie tylko zwiększa możliwość weryfikacji takiej osoby, ale też zapewnia przewożonym ludziom minimum bezpieczeństwa – można przypuszczać, że ktoś, kto zdał egzamin na prawo jazdy potrafi przyzwoicie kierować pojazdem.
– Niestety, powszechnym zjawiskiem w firmach przewozowych było posługiwanie się tym samym prawem jazdy przez kilku podobnie wyglądających cudzoziemców. Dokumenty zagraniczne nie są zabezpieczone przed fałszerstwem tak jak nasze. Są też egzotyczne kraje, w których prawo jazdy można otrzymać za łapówkę – mówi na łamach dzisiejszego „Dziennika Gazety Prawnej” adwokat specjalizujący się m.in. w zagadnieniach prawa drogowego dr Michał Skwarzyński z Katedry Praw Człowieka i Prawa Humanitarnego KUL.
– Czy ktoś chciałby, aby taksówkarz z cudzym lub kupionym prawem jazdy woził jego dzieci? Państwo musi gwarantować jakiś poziom bezpieczeństwa świadczenia profesjonalnych usług transportowych. Dopuszczamy do rynku cudzoziemców, ale na pewnych zasadach – podkreśla prawnik.
Obcokrajowcy z polskim prawem jazdy to Armagedon na rynku przewozów? A może strachy na lachy?
Mimo, że o tym wymogu wiadomo od zeszłego roku, firmy przewozowe twierdzą, że z dnia na dzień zostaną bez kierowców, bo ci nie zdążyli wyrobić polskiego „prawka”. Na dodatek dramatycznie wzrośnie czas oczekiwania na przejazd i jego cena.
– Szacujemy, że grozi nam odpływ od 15 do 30 proc. kierowców. To musi się przełożyć na czas oczekiwania na kurs i ceny dla pasażerów – mówi cytowany przez dzisiejszy „Dziennik Gazetę Prawną” Michał Konowrocki, dyrektor zarządzający ds. pasażerów w Uber CEE. Podkreśla on, że o polskie prawo jazdy można ubiegać się „dopiero po 185 dniach pobytu w Polsce w ciągu roku kalendarzowego”, co jest „utrudnieniem zwłaszcza w sytuacji, w której ktoś wielokrotnie przekracza granicę w ciągu roku, np. w celu spotkania się z rodziną".
Zespół Doradców Gospodarczych TOR wyliczył, że w całym kraju będzie o 10 proc. mniej kierowców na aplikację, w Warszawie zniknie aż 30 proc. z nich a ceny kursów wzrosną o 50 procent. – Po 17 czerwca prawdopodobnie będzie mała, ale piękna katastrofa – mówił 18 marca podczas posiedzenia sejmowej komisji infrastruktury prof. Marek Chmaj, występujący w imieniu Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zdaniem Chmaja (cytuje go „DGP”) nowe przepisy powinny być odroczone o kolejny rok.
- Lobbyści trąbią, że ceny Ubera mogą wzrosnąć o połowę. Co im przeszkadza? To, że polskie państwo oczekuje od kierowców Ubera polskiego prawa jazdy. Na wyrobienie tych dokumentów firmy dostały ROK, ale dziś wolą walczyć o status quo, niż zadbać o bezpieczeństwo pasażerów - komentuje zabiegi o wywrócenie ustawy Janusz Cieszyński z Prawa i Sprawiedliwości.
Jak czytamy w „DGP” Ministerstwo Infrastruktury nie odpowiedziało wprost na pytanie, czy jest rozważana zmiana przepisów obowiązkowym polskim prawie jazdy dla cudzoziemców oferujących przewozy pasażerskie.
Czy rząd pójdzie na rękę Uberowi i spółce? Przekonamy się już niebawem.